lll
kkk

Kajakami po Wiśle

Kolejny wypad ekipy wychowawcy.pl, tym razem w męskim gronie.

Naszym celem było przepłynięcie Wisły kajakami na odcinku ok. 100 km. Czy cel został osiągnięty dowiecie się czytając poniższy artykuł, gdzie opowiem jak było i postaram się udzielić Wam kilku praktycznych rad, gdybyście sami chcieli zrobić coś podobnego.

Plany przepłynięcia Wisły kajakiem pojawiły się w naszych głowach ok. 2 lata temu. Niestety brak czasu nas w tym bardzo ograniczał. Tym razem jednak udało nam się wykombinować 3 dni wolnego. Przygotowania polegały na przeczytaniu kilku blogów osób, które przepłynęły Wisłę, bardzo nam one pomogły. Zasięgnęliśmy jeszcze kilku porad w firmie, w której wypożyczaliśmy kajaki (http://www.kajaki.lublin.pl).

 

Od kilku dni studiowaliśmy pogodę, aby nie trafić przede wszystkim na deszcz. Spływ chcieliśmy rozpocząć w poniedziałek 22 sierpnia, niestety tak jak podawały wszelkie prognozy dzień ten był bardzo wietrzny i deszczowy. Udało nam się jednak tego dnia zrobić większość zakupów oraz podjechać po kajaki. Jeśli chodzi o transport to mieliśmy do wyboru: firma nam przywozi i odwozi kajaki lub sami sobie jakoś radzimy. Jako, że posiadam belki poprzeczne do samochodu zdecydowaliśmy się na transport na swoją rękę, ponieważ firma bierze jednak spore pieniądze. Tzn, gdyby się składać w 15 osób to wychodzi grosze, jednak na dwie osoby wydatek jest spory. Belki zabezpieczyliśmy pianką (koszt w OBI 7 PLN/szt, potrzebne były 4 sztuki) oraz szarą taśmą. Dodatkowo zaopatrzyliśmy się w pasy zaciskowe (dwa 2,5 metrowe pasy w OBI 12 PLN). Potrzebowaliśmy pięciu pasów + jeden zapasowy. Kajaki nawet przy prędkości 130 km/h trzymały się stabilnie, nic się nie chwiało i wiozło się je bezproblemowo.

Co spakowaliśmy na wypad?
Namiot, śpiwory, karimaty, poduszki.
Ciuchy: kąpielówki, bielizna, koszulki, bluzę, czapeczkę i rękawice (np. rowerowe) koniecznie.
Jedzenie: chleb, pasztety, kiełbasa, zupki, pomidory, ogórki, czteropak koniecznie, orzeszki, herbata.
Praktyczne rzeczy: sztućce, miska, kubek, sznurek, nóż, czołówka, zapalniczka, coś od komarów, podstawowa apteczka
Elektronika: telefon z gpsem, gopro, powerbanki i ładowarki.
Nigdzie nie dostaliśmy minigrilla, a szkoda, bo by się przydał. Nie kupiliśmy też butli z gazem, a brakowało. Można było wziąć też wędkę i połowić, bo czas by się znalazł.

 

Gdy już wszystko było spakowane poprosiliśmy Klaudię (znacie ją z wypadów rowerowych), by nas zawiozła do Sandomierza. Z Lublina jest tam 100 km. Kajaki można zwodować przy marinie, samochodem dojeżdża się praktycznie do samej wody. Kajaki, które pożyczyliśmy były niesamowicie pakowne. Miały dwa wielkie kufry z przodu i z tyły, dużo miejsca w nogach oraz za plecami, ponadto sznurki i siatki na kajaku, gdzie można było trzymać podręczne rzeczy lub suszyć mokre ciuchy. Spakowaliśmy wszystko do kajaków i ruszyliśmy.

Co nas od razu urzekło w Wiśle to jej niesamowita płycizna i ogrom mielizn. Trzeba naprawdę się pilnować, bo Wisła jest naprawdę płytka, a główny tor spływu oznaczony jest poprzez wystające tyczki. Podczas spływu minęliśmy dziesiątki, może setki małych lub większych wysepek. W pobliżu Wisły siedliska ma tysiące ptaków, zarówno malutkich jak i sporych jak żurawie czy bociany. Dno Wisły to głównie piasek, czasem zdarzały się większe kamienie lub żwir. Prąd na Wiśle jest minimalny, rzadko kiedy da się bezwładnie płynąć, szczególnie jeśli zawieje większym wiatrem, to wtedy stoisz w miejscu lub się cofasz. Na prawym brzegu Wisły są tablice z kilometrami, ale brakuje tablic informacyjnych, np. jakie miasto mijasz lub co ciekawego znajduje się w pobliżu.

Pierwszego dnia płynęło nam się nawet nieźle, była siła, pogoda była niezła i wiatru prawie nie było. Co jakiś czas piweczko z plecaka, kanapka z pasztetem, orzeszki na energię, czasem się pogadało z jakimś wędkarzem, których jest od groma szczególnie w pobliżu wiosek. Zrobiliśmy 31 km, dopłynęliśmy do mostu w Annopolu i tam postanowiliśmy rozbić obóz. Kajaki zostawiliśmy na przystani, właściciele nie robili żadnego problemu, wręcz byli bardzo gościnni, wskazali drogę do najbliższego sklepu. Tam naładowaliśmy telefony, uzupełniliśmy zapasy, wypiliśmy piwko i wróciliśmy do kajaków. Postanowiliśmy dopłynąć do pobliskiej wyspy i tam rozbić obóz. Rozstawiliśmy namiot w totalnej dziczy, rozpaliliśmy ognisko, upiekliśmy kiełbaski, popływaliśmy w Wiśle i poszliśmy spać.

Rano poranna toaleta w zaroślach, kąpiel w Wiśle, spakowanie obozu i początek kolejnego dnia. Wystartowaliśmy z Annopola, naszym celem był Kazimierz Dolny. Jednak Wisła na tym odcinku jest tak pokręcona, że odległość okazała się znacznie większa niż wyglądało to na GPSie. W okolicach Józefowa nad Wisłą zachciało nam się pizzy, jednak 3 pizzerie jakie znaleźliśmy w necie odmawiały dowozu pizzy nad rzekę, także obeszliśmy się smakiem i musieliśmy się zadowolić pasztetem i kiełbaskami.

Tego dnia wiał niesamowicie nieprzyjemny wiatr prosto w twarz, co znacznie utrudniało nam podróż. Zrobiliśmy jedynie 30 km, ale byliśmy dużo bardziej zmęczeni niż dzień wcześniej, właśnie przez wiatr, dlatego też sprawdzając pogodę na kajakowanie nie patrzcie tylko na deszcz i temperaturę, ale również na kierunek i siłę wiatru. Zamiast do Kazimierza dopłynęliśmy do miejscowości Solec nad Wisłą, tam spytaliśmy się o najbliższy sklep usłyszeliśmy, że znajduje się on dobre 5 km od rzeki, dlatego też zdecydowaliśmy się płynąć dalej, do miejscowości Kłudzie. Tam przywitała nad niesamowicie głośna i dymiąca pogłębiarka, chyba szukali złota.

Wyszliśmy na brzeg, sklep znajdował się 2 km od rzeki, udaliśmy się tam, po drodze zostawiliśmy powerbanki w pobliskim pensjonacie, które jak wróciliśmy były pełne, doładowaliśmy jeszcze telefony. Wróciliśmy na brzeg, była już noc, na szczęście czołówki mieliśmy ze sobą, raz dwa rozbiliśmy namiot, pogapiliśmy się w niebo i poszliśmy spać. O godzinie 6 pracę rozpoczęła wspomniana już pogłębiarka (od razu przypomina się scena z "Dnia Świra" - czy panowie muszą tak..... od bladego świtu!!!???). Pomęczyliśmy się jeszcze godzinę, wstaliśmy i my. Zjedliśmy śniadanie, pogadaliśmy z robotnikami oraz jednym przemiłym panem, który nam opowiedział o powodzi z 2010 roku i pokazał zdjęcia jak wysoka Wisła wtedy była. Po porannej toalecie zwinęliśmy obóz i ruszyliśmy w trasę.

Trzeciego dnia ramiona były już nieźle wyżyłowane, a plecy i czoła spalone, ale nie poddawaliśmy się. Tego dnia już sobie obiecaliśmy, że co by się nie działo Kazik zaliczymy. Na szczęście sprzyjała nam pogoda, a dokładnie brak wiatru. Płynęło więc się dobrze, można było czasem podryfować z nurtem, na spokojnie się poopalać, popodziwiać przyrodę i wypić piwko. Nawet udało nam się rozpalić ognisko na jednej z wysp, ugotować wodę w garnuszku i zjeść chińską zupkę, a na ogniu upiec kiełbaskę. Płynąc tym odcinkiem polecam zatrzymać się na Krowiej Wyspie. Znajdziecie ją bez problemu, jest też oznaczona na googlemaps. Znajduje się tam stado kóz, nie pytajcie się skąd one się tam znalazły. Wdrapałem się na wyspę, ale kozy uciekają od razu. Z informacji wynika, że ma tam siedlisko też kilkanaście gatunków ptaków i że jest to rezerwat chroniony. Wyspa znajduje się chwilę przed Kazimierzem, gdzie się zatrzymaliśmy na obiad.

Kajaki przywiązaliśmy do brzegu, a restauracja była 500 metrów obok. Zjedliśmy pyszny, ciepły obiad, wróciliśmy do kajaków, było w miarę wcześnie i chcieliśmy nadrobić stratę z poprzedniego dnia, zatem ruszyliśmy do Puław. Tam już na totalnym luzie bez wiosłowania dopłynęliśmy do przystani koło nowego mostu.

Wyszło nam 43 km tego dnia, a łącznie przez 3 dni 104 km. Umówiliśmy się z Klaudią, odebrała nas, zapakowaliśmy kajaki i wróciliśmy do Lublina.

Co mogę doradzić?
- dobrze opracujcie trasę, w internecie znajdziecie kilometrówkę Wisły, tam dokładnie widać ile jest z punktu A do B, mapa często myli jak się patrzy "na oko"
- weźcie dobrego powerbanka, a najlepiej kilka, solarne są do kitu, mogą leżeć pół dnia na słońcu, a naładują telefon na 20%
- czapeczka, rękawice i coś od komarów - rzeczy niezbędne
- jak bierzecie gopro to obudowa niekoniecznie podwodna, bo nic na niej nie słychać potem
- płyńcie w więcej osób, niwelujecie w ten sposób koszty i bagaż się lepiej rozkłada na więcej kajaków, cięższy kajak to jednak większa praca rąk
- browar – rzecz niesamowicie umilająca podróż, nie ma policji, nikt nie sprawdza, nie przesadzajcie z ilością
- zawsze na noc wyłączaj telefon, szkoda baterii
- nie przeceniaj się, jak nigdy nie pływałeś lub robisz to rzadko 30 km dziennie będzie w sam raz


Polecam wypożyczalnię www.kajaki.lublin.pl – miła i przyjemna obsługa, dobry kontakt telefoniczny i mailowy. Uzyskacie dużo cennych rad, oferują transport. Robią nie tylko Wisłę, ale też wiele innych rzek. Mają dobre kajaki, polecamy te ze sterem, lub przynajmniej z płetwą wyciąganą. Cena: 40 PLN/kajak/dzień, wiosło i kapok w cenie.

Komentarze

Imię:

Treść:

2 plus 3 =

Szukam pracy

Paulina Szlachtowicz szuka pracy.
"Witam, jestem otwartą, kreatywną i odpowiedzial..."
MAGDALENA OHMAŃSKA szuka pracy.
"TRENET BOKSU INSTRUKTORKA PŁYWANIA Ogromne do..."
Malwina Sala szuka pracy.
"Jestem czynnym nauczycielem matematyki, ale z pasj..."

Nasi partnerzy:

Strona główna | Współpraca

Copyright © doneta.pl